środa, 24 sierpnia 2016

Trekking w Islandii - Landmannlaugar & Porsmork


Islandia - kraj w którym w ciągu jednego dnia ma się 4 pory roku!



Po krótce opowiem o moim ostatnim trekkingu na Islandii. To  zdaje sie najpopularniejsze chodzenie po górach w Islandii (highlands). Warto na początek dodać, że trek jest otwarty tylko latem! Ze względu na brak mostów i wysoki stan rzek, mniej więcej na początku września zamykany jest ten szlak. 

Czy warto? WARTO! mimo, że to ciężki teren. W sumie codziennie przekracza się jakąś rzekę lub pięć - czasem wody jest po pas i to o temperaturze ok. 4 stopni (bo z lodowca spływa). Przeszłam niby tylko 200 km w 7,5 dnia, a widziałam krajobrazy pustynii, księżycowy (pył wulkaniczny z Eyjafjallaajukull, tęczowe góry, wzgórza porośnięte fluorescencyjnym mchem czy pola lawowe. Czy gdziekolwiek na świecie jest tak zróżnicowanie na tak małym terenie? NIE! 


Opis szlaku: Co kilka kilometrów znajduje się schronisko, przeważnie co 10-15 km, tak by codzień idelanie mieć gdzie spać pod dachem lub bezpiecznie się rozbić koło schroniska. Ceny zbijają z nóg, ok. 70zł od osoby w namiocie lub min. 200 zł za nocleg na pryczy bez pościeli w pokoju wieloosobowym!




Treki są bardzo dobrze oznaczone, ale dobrze mieć mapę, lub chociaż google maps.
Internet jest na prawie każdej górce, a zasięg telefonów alarmowych, w sumie wszędzie. Tutaj możesz czuc sie bezpiecznie, a byc na totalny, bezludziu. To kocham!

Pogoda? Wszystko! Spodziewaj się wszystkiego!  Od śniegu, chodzenia w chmurach, mgle, po 26 stopniowy upał! Ważne są sandały do przechodzenia rzek i wodoodporne buty (bo deszcz i  śnieg miesjcami. Nie muszą być super ciepłe. Ważne wygodne i pamietamy by kupić o jeden numer większy!

Co ciekawe nie można rozbić się w Thorsmork - Parku Narodowym.  Park nardowy tylko chyba dlatego, że tam rośnie troche drzew. haha! Lasem można to ewentualnie nazwać, choć drzewa nie za wysokie, takie karłowate. Ale grzybów (kozaków, podgrzybków i maślaków) setki/ czy tysiące. Serce płakało, bo zrywać w Parku nie można...

Tutaj ważna jest ekologia, wszystkie śmieci zabieramy ze sobą, lub zostawiamy w schronisku (nie każdy przyjmuje). Tam też zakupiłam butlę z gazem, bo zabrakło od gotowania herbaty i kislu na drogę. Uwielbiam mieć coś ciepłego. Kisiel fajnie wchodzi, gdy już masz dość sproszkowanego jedzenia.

Ciąg dalszy wkrótce!

















czwartek, 4 sierpnia 2016

Tatuaż nie na stałe - henna


Dzisiaj zrobiłam sobie tatuaż z henny. Jestem totalnie zachwycona rezultatem. Trochę się bałam, bo szłam w ciemno do osoby, ale Nimisha okazała się naprawdę zdolna i do tego jest cudownie miłą osobą. Cały rytuał (bo to w sumie rytuał weselny w Indiach) był bardzo kobiecy. Malowanie nie odbywało sie w żadnym salonie, tylko w prywatnym mieszkaniu w Berlinie. Oprócz mnie były jeszcze dwie inne dziewczyny. Wszystkie siedziałyśmy na kanapie. Jedna już była po, ja byłam malowana i kolejna czekała. Wspaniała kobieca atmosfera. Jak rytuał przejścia w kobiecoś. Mężczyznom wstęp wzbroniony. I tak nie zrozumieją.

Malowanie trwało ok. 30 minut, potem tyle samo mniej więcej musiałam czekać by wyschło i nabrało czarnego koloru. Niestety czarny kolor jest tylko 1 dzień. Potem farba spada i pod nią zostaje pomarńczowo-brązowy wzór, który utrzymuje się do dwóch tygodni. W zależności od ilości umytych naczyć ;)



Wzór jaki mam nie został skopiowany z katalogu, co jest super. Pokazałam Nimishy na zdjęciach, że lubię taki gwiatki, i że ten trójkąt tez fajny, i że jeden palec. I ona tylko na to, że ok, juz wiem co Ci się podoba i tylko się tym zainspirowała i stworzyła własny motyw.

Chyba nigdy nie czułam się tak piękna. Ludzie na ulicy zwracali na mnie uwagę, ale były to miłę spojrzenia. Na pewno powtórzę zabieg. Pewnie w Nepalu, który juz za 80 dni! A za zaledwie 6 dni lecę do ukochanje Islandii! Obiecuje ładne zdjęcia. W końcu zainwestowałam w dobry aparat. Super polecam fujifilm x100s. Udało mi się niedrogo wylicytować na ebayu używany.